Marzeniem Marii Skłodowskiej-Curie było wspieranie rozwoju powojennej Polski – chciała, by stała się ona jednym ze światowych liderów w radioterapii. Już w listopadzie 1921 r. napisała list do Ignacego Paderewskiego, proponując otworzenie w Warszawie Instytutu Radowego, czyli placówki leczniczo-badawczej na wzór znajdującego się w Paryżu Institut du Radium, którym kierowała już od 12 lat.
Zrujnowanego wojnami państwa nie było jednak stać na tak ambitne przedsięwzięcie. Dlatego też zorganizowano zbiórkę pieniędzy z okazji 25 rocznicy odkrycia radu. Jej organizatorem była siostra Marii - Bronisława Dłuska. Udało jej się zebrać prawie dwa miliony ówczesnych złotych, a działkę pod budowę Instytutu Radowego podarował Uniwersytet Warszawski.
W 1928 r. wybrano już szefa oddziału klinicznego - Franciszka Łukaszczyka. Lekarz z Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Jagiellońskiego został wysłany na staż do Paryża pod opiekę Skłodowskiej, a następnie na staż do placówek znajdujących się w Berlinie, Hamburgu i Sztokholmie.
Ciężkim zadaniem było dla Marii zdobycie radu dla instytutu, gdyż wraz z mężem nie opatentowali go po jego odkryciu, a gram tego pierwiastka kosztował aż 100 tys. dolarów (równowartość obecnych 20 mln). Aby go kupić, noblistka musiała wyjechać do Ameryki.
Na szczęście, koncern UMHK w podziękowaniu za wieloletnią współpracę obniżył cenę radu dla jego odkrywczyni i w efekcie otrzymała ona fakturę na kwotę 51 600 dol. za 833,33 mg radu, a także aż 200 mg radu całkowicie za darmo.
Z okazji otwarcia Instytutu Radowego w Warszawie, Skłodowska podarowała zakupiony pierwiastek w postaci 166 ładunków do naświetlania na ręce dyr. F. Łukaszczyka (oznaczono go w dokumentacji jako RMS, tzn. Rad Marii Skłodowskiej).
Przez kolejne 6 lat instytut rozwijał się prężnie, dokupując kolejne miligramy radu (oznaczając go jako MSC, tzn. Maria Skłodowska-Curie), lecz gdy kraj był już bliski wojny, oczywistym stało się, że polski rad stanie się celem poszukiwań niemieckiego wywiadu. Na początku wojny Łukaszczyk wywiózł cały zdeponowany zapas radu - 1,886 g i zakopał go na podwarszawskiej działce Dionizego Zuberiera.
Dyrektor instytutu nie zamierzał jednak rezygnować z leczenia za pomocą radioterapii w trakcie okupacji. Do tych celów użył radu oddanego mu w depozyt przez szpital w Cieszynie oraz rad dokupiony w okresie działania Instytutu Radowego.
Gdy po pierwszej rewizie gestapo w instytucie, Łukaszczyk prosił niemiecki rząd by pozwolił mu zatrzymać rad, ten nie wyraził zgody. 720 mg pierwiastka zostało skonfiskowane, a ponieważ oznaczenia radu były inne niż te w dokumentacji instytutu, wobec dyrektora wszczęto postępowanie. Dopiero po kilku miesiącach Łukaszczykowi udało się przekonać gestapo, że rad otrzymany od Skłodowskiej został przed wojną wywieziony do Francji. Wiara gestapo w jego słowa sprawiła, że Łukaszczyk mógł wydobyć część radu z kryjówki i leczyć ludzi utrzymując, że używa jedynie radu prywatnego (którego uzyskał ok. 520 mg dzięki ogólnopolskiej zbiórce). Niemieckie władze wyraziły zgodę na leczenie „prywatnym radem”, lecz Instytut Radowy został przekształcony w Miejski Szpital Przeciwrakowy.
Prywatny rad umożliwiał stosowanie części RMS w leczeniu pacjentów. Nie można go było jednak oficjalnie używać ani przechowywać. Około 0,5 g od Skłodowskiej-Curie Łukaszczyk ukrył w gabinecie i w przewodach wentylacyjnych łazienki. Wyjmował go sam i zazwyczaj osobiście aplikował pacjentom. Do tzw. księgi radowej wpisywano wtedy fikcyjne wielkości ładunków.
W 1943 roku, w obawie, że Niemcy zechcą skonfiskować legalnie posiadany przez szpital rad, Łukaszczyk zlecił wykonanie imitacji jego tubek i napełnienie ich ołowiem, a sam ukrył te prawdziwe.
Przeczucie go nie zmyliło. Już w pierwszych dniach powstania warszawskiego, sejfy zostały obrabowane przez bandy RONA.
Gdy na Wawelskiej rabowano i dewastowano instytut, jego dyrektor przebywał w Regułach pod Warszawą, gdzie schronił się z żoną i synami.
20 sierpnia podjął decyzję, by wrócić po ukryty rad. Przekupił więc niemieckich podoficerów, obiecując im pieniądze z kasy instytutu. W zamian zażądał zawiezienia go z żoną na Wawelską transporterem opancerzonym.
Zastali częściowo spalony budynek i dziesiątki martwych ciał leżących na podłodze. Łukaszczyk wszedł do środka pod pozorem zabrania dokumentów i zimowej odzieży. Gdy wyciągał ukryty rad, jego żona rozmową odwracała uwagę żołnierzy. Udało się zabrać ok. 1 g pierwiastka. Razem z tym ukrytym na działce poza instytutem miał już ok. 1,686 g radu, w tym cały podarowany przez Skłodowską-Curie.
Warszawa i jej okolice nie były bezpiecznym miejscem. Latem i jesienią 1944 r. dyrektor wyruszył z radioaktywnym ładunkiem w plecaku pociągiem do Krakowa, a potem na Podhale. Nową kryjówką dla pierwiastka miał zostać Poronin, z którego lekarz się wywodził oraz szopa przy jego tamtejszym domu.
Po wojnie zabrał gram radu z szopy i wyruszył do Krakowa, gdzie uruchomił oddział curieterapii w szpitalu im. Narutowicza. Była to taka sensacja, że tego samego roku przewieziono już rad do Warszawy, chcąc wznowić działanie instytutu.
Latem 1947 r. placówka została obdarowana 8 g radu od UNRRA z Kanady, co umożliwiło leczenie onkologiczne na dużą skalę, a Franciszek Łukaszczyk ponownie objął stanowisko dyrektora Instytutu Radowego, później przemianowanego na Centralny Instytut Onkologii, które sprawował aż do swojej śmierci w 1956 roku w wyniku choroby popromiennej.