Pierwsze akcje Szwieca
Po okresie aklimatyzacji w Warszawie otrzymał przydział do Obwodu Koneckiego AK jako inspektor Związku Odwetu, a następnie tworzonego Kedywu. W styczniu 1943 r jego bazą stała się wieś Michniów, gdzie rozpoczął współpracę z miejscową dywersją. 26 lutego 1943 r. razem z por. cc. Eugeniuszem Kaszyński „Nurtem” dokonał śmiałej akcji na Baranowskiej Górze na drodze Warszawa – Kraków w pobliżu Skarżyska-Kamiennej. W zasadzce brali udział pierwsi podkomendni stanowiący później trzon Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”.
Wiosną ppor. „Jakub” , kpr. Józef Domagała „Wilk” i por. „Ponury” rozpoczęli formowanie oddziałów. Wszyscy trzej wymienieni cichociemni weszli w skład dowództwa tworzącej się formacji. Obława 12/13 lipca 1943 r. na leśne wojsko oraz kłopoty aprowizacyjne zmusiły „Ponurego” do podzielenia swego wojska. Pod dowództwem ppor. „Robota” znalazł się Pluton I „Wilka” oraz Pluton II Warszawski złożony z żołnierzy „spalonych” w stolicy. W 60-osobowym składzie II Zgrupowanie przeszło w rejon Końskich. Bazą stały się lasy niekłańskie. Dobre warunki bytu pozwoliły „Robotowi” na wykazanie swych zdolności dowódczych oraz podjęcie śmiałych działań wobec nieprzyjaciela. Jego działania wywołujące strach w Niemcach doprowadziły do nadania II Zgrupowaniu potocznej nazwy „Jakobbande” dodającej tylko polskiemu wojsku splendoru w zaistniałych okolicznościach.
Waldemar Szwiec miał umiejętności planowania. W nocy 19/20 sierpnia w Wąsoszy dokonał zasadzki na pociąg towarowy. W akcji brał także Oddział Dywersji Bojowej Koneckiego Obwodu ZWZ-AK.
Atak na Końskie
Następną akcją było zajęcie Końskich w rocznicę wybuchu II wojny światowej.
Plan był ambitny. Szwiec pisał w raporcie do swego przełożonego, porucznika Jana Piwnika „Ponurego”:
Chcąc przekonać Niemców, że dywersja jest rzeczywiście poza miastem, podnieść ducha ludności w powiecie oraz zdeprymować żandarmerię, zdecydowałem się na skok na Końskie. Atak miał jeszcze jeden cel, a mianowicie: wykazanie własnym żołnierzom niskiej wartości moralno-bojowej żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz.
Należało doskonale zaplanować akcję, szczególnie biorąc pod uwagę, że oddział „Robota” liczył jedynie 64 ludzi. Z kolei w Końskich i okolicy stacjonowało około 1800 Niemców i Ukraińców.
Dysproporcja sięgała więc blisko trzydzieści do jednego! Jednak to nie zniechęciło doskonale wyszkolonego Cichociemnego. Po sporządzeniu planu działania zapadła decyzja, że atak zostanie przeprowadzony w nocy z 31 sierpnia na 1 września.
Krótko przed 22.00 podporucznik Szwiec i jego ludzie przystąpili do zajmowania pozycji. Rzecz jasna najważniejszym elementem planu był efekt zaskoczenia. Dlatego oddział został podzielony na kilka grup uderzających jednocześnie.
„Robot” z trzecim plutonem skierował się ku stacji transformatorowej, aby wyłączyć prąd w całym mieście. Był to jednocześnie sygnał dla pozostałych żołnierzy, że czas zaczynać.
Wszystko poszło zgodnie z planem i kilka minut przed północą Końskie pogrążyły się, ku uciesze partyzantów, w ciemnościach. Natychmiast otworzyli ogień w kierunku koszar żandarmerii. Komendant posterunku starał się wezwać stacjonujący w pobliżu miasta pluton Ostlegionu, jednak, że linia telefoniczna zawczasu została przecięta.
Szwiec i reszta akowców ruszyła do magazynów spółdzielni Społem. Sąsiadowały one z silnie strzeżonym więzieniem. Po krótkiej wymianie ognia Polacy przystąpili do załadunku na zdobyczną ciężarówkę odzieży, tekstyliów i artykułów spożywczych.