Wywiad z córką profesora
Wypowiedź męża córki profesora
Wywiad z prof. Martą Kaczmarczyk
Wywiad z Józefem Szczupakiem, absolwentem I LO
Zuzanna Chwostek: Dziadku, powiedz proszę, w jakich latach uczęszczałeś do naszej szkoły?
Józef Szczupak: Zacząłem naukę w 1953, natomiast zakończyłem w 1957.
ZC: To chyba o jeden rok dłużej niż twoi rówieśnicy. Co było tego przyczyną?
JS: Słusznie zauważyłaś, na maturze nie udało mi się zdać matematyki, dlatego powtarzałem ją rok później.
ZC: Jakiego nauczyciela najlepiej wspominasz?
JS: Zdecydowanie mojego wychowawcę – Prof. Jana Marszała, człowieka bardzo życzliwego, niezwykle sprawiedliwego w ocenie uczniów. Widzieliśmy w nim nie tylko matematyka, ale też czuliśmy jego pomocną dłoń zarówno w sprawach szkolnych, jak i naukowych, co wcale nie oznacza, że był dla nas łaskawszy, pobłażliwszy na lekcjach. Trzeba przyznać, że Profesor świetnie wykładał, jednak najlepszy kontakt miał z tymi, którzy znali i lubili matematykę. Ja, niestety, do nich nie należałem, o czym może świadczyć moja niezdana za pierwszym razem matura.
ZC: Powiedz proszę, więcej o lekcjach prowadzonych przez Profesora Marszała.
JS: Jak wspomniałem wcześniej nie zależałem do tych najwybitniejszych uczniów, Profesor przez cały czas, gdy uczęszczałem do liceum powtarzał mi: „Szczupak, dla ciebie matematyka to tylko przestawianie klocków”. Cóż, nie mogę zaprzeczyć tym słowom. Matematyka nie towarzyszyła mi jednak tylko w szkole, gdyż w 1967 roku ożeniłem się z Lidią – matematyczką. Moja wiedza matematyczna jest więc wciąż systematycznie sprawdzana.
Wracając jednak do lekcji prowadzonych przez Profesora nie były one czymś prostym, przynajmniej dla mnie. Nie można było chociaż na minutę oderwać oczu od tablicy, na której Profesor tłumacząc zadanie zapisywał wzory, wyliczenia, kreślił przy pomocy cyrkla, liniału i ekierki rzuty brył, figury geometryczne, ponieważ od razu traciło się wątek. Zadania były bardzo wymagające (często autorskie), a jeszcze bardziej wymagający był Profesor, którego było ciężko zaskoczyć. Pomimo to, nie czuło się dyskomfortu, strachu czy jakiegoś strasznego nacisku ze strony naszego matematyka. Wiadomym było, że trzeba systematycznie rozwiązywać zadania, ale do tego motywował nas sam autorytet Profesora.
ZC: Zdarzały się jakieś luźniejsze lekcje? Bez pytania?
JS: Hmm… nie przypominam sobie żadnej takiej sytuacji. Na pewno Profesor nie znosił marnować czasu, o czym może świadczyć wpisywanie przez niego już na przerwie tematu do dziennika, by zaraz po dzwonku przybiec swoim charakterystycznym zdecydowanym, szybkim krokiem do klasy i od razu rozpocząć lekcje.
ZC: Dziadku, a jakim wychowawcą był Profesor Marszał?
JS: Wspaniałym, zawsze będę powtarzał, że gdyby nie on i moja niezwykła klasa nie wspominałbym tak dobrze pobytu w szkole. Choć na lekcjach z pozoru groźny, nieokazujący zbytnio emocji, poza zajęciami szkolnymi, na wycieczkach pokazywał się z zupełnie z innej strony.
ZC: Jakie wyglądały wycieczki w tamtych czasach?
JS: Nie wyjeżdżano tak daleko jak dziś, królowały wycieczki piesze, które wraz z całą klasą i Profesorem uwielbialiśmy. Jedne z lepszych wspomnień, jakie mam z tamtych czasów to właśnie te z wycieczek, kiedy mogliśmy uciec od lekcji i odpocząć na łonie natury. Służyło to również Profesorowi, któremu zdarzało się nawet opowiedzieć nam jakąś śmieszną dykteryjkę, anegdotkę czy nawet dowcip. Nie przeszkadzało mu to jednak w rozwiązywaniu zadań i łamigłówek matematycznych nawet podczas chwilowych przerw w tej naszej pieszej turystyce.
ZC: Byłeś uczestnikiem Jubileuszu 110- lecia Naszej Szkoły. Czy zmieniło się Liceum w porównaniu do Twoich czasów?
JS: Zdecydowanie tak, na lepsze! Już nie wspominę o rozbudowanej drugiej części budynku i nowej, wielkiej hali sportowej! Od razu widać, że szkoła rozwija się, zachowując jednak swój niezwykły, niepowtarzalny klimat. Kiedy spotkałem się podczas jubileuszu z moimi koleżankami i kolegami z klasy na naszym 60 – leciu matury poczułem się tak, jak bym znów wrócił do dawnych czasów młodości. To jest właśnie największa tajemnica i skarb tej szkoły. Nieważne ile lat upłynęło i co się stało na przestrzeni tych lat - u Sienkiewiczaków zawsze poczujesz się jak w domu i zawsze znajdziesz tam pomocną dłoń.
ZC: Myślę, że to jest najlepsze podsumowanie naszej rozmowy. Dziękuję Kochany Dziadku.
JS: I ja dziękuję Ci, Zuzanko!